Czuwaj!
Ferie już za nami, od najbliższej soboty ruszają nasze zbiórki (w tę sobotę odwiedzimy schronisko dla zwierząt – nie może Was zabraknąć!) dlatego pomyślałam, że warto by rozpocząć mały cykl „Ogniskowe żarełko” – no bo przecież nic nie poprawia tak humoru harcerzom jak dobre, samodzielnie przygotowane jedzonko, tym bardziej z ogniska. Jest to dobry czas na przyswojenie takowej wiedzy mistycznej, ażeby na wiosnę być zwartym i gotowym na wykorzystanie jej w praktyce.
Pierwszą potrawą jaką Wam przedstawię będą podpłomyki, tak zwany must-have, a może raczej must-eat, dla harcerzy i skautów całego świata (tak, tak moi drodzy, kiełbaski je wyłącznie przeciętna i nieciekawa ludzka masa). Jest to jeden z najprostszych przepisów, łatwiej jest tylko zagotować wodę lub przypalić mleko. Poza tym, można je przygotowywać nie tylko na ognisku, ale również w domu, w piecyku oraz na patelni.
Czego potrzebujemy?
- woda
- mąka
- sól (choć można się bez niej obejść)
- kijaszek
- menażka
- olej lub oliwa do natłuszczenia kija (również niekonieczne)
Z wody, mąki i soli wyrabiamy w menażce ciasto. Trudno powiedzieć ile czego dodać, trzeba zaufać swojej intuicji. (Podpowiem tylko, że nie warto szaleć z wodą, no może jeżeli chcemy zrobić sobie kompot zamiast podpłomyka). Będzie ono gotowe, gdy przestanie kleić się do rąk. Jeśli mamy przy sobie olej lub oliwę, możemy natłuścić koniec kija, na który nawiniemy ciasto. Z ciasta tworzymy kulkę, po czym rozciągamy je na kiju – w efekcie wyjdzie nam podpłomykowa rurka zaślepiona z jednej strony (patrz zdjęcie). Taki kształt podpłomyka nazywany jest robinsonką. Należy piec go bokiem, aby się nie zwęglił. Jak poznać, że jest gotowy? Idealny podpłomyk powinien być zarumieniony na złoto lub jasny brąz.
W niepolowych warunkach możemy nadziać nasze dzieło praktycznie wszystkim, od owoców po mięso. Ja osobiście przepadam za podpłomykami w wersji plackowej z pastą z ciecierzycy i oliwy (kto jest chętny na obiadek u druhny Luny?)
Możesz zostawić komentarz lub wysłać sygnał trackback ze swojego bloga.
Super wpis.
Dodałam go do naszego poradnia, czekamy na następne wpisy w tym miejscu
Pamiętam jak kiedyś robiłam ciasto na podpłomyki z rodzynkami na zbiórkę. Ciasto się tak rozrosło, że zaczęło uciekać z wiaderka, obkarmiliśmy całą drużynę ciastem z siatki (do której łapaliśmy uciekiniera), a ciasto w wiaderku zostało… Ale oczywiście sie nie zmarnowało
Lena My jedzenia nie odmawiamy
aajjj JAK JA DAWNO NIE JADŁAM PODPŁOMYKÓW ! Druhna drużynowa robi najlepsze ciasto na świecie <3
Bardzo mi się podoba artykuł.
Muszę jednak dodać, że schludność polowego stołu na drugim zdjęciu budzi spory niesmak…
Przy okazji – nie można również pominąć słodkiej wersji podpłomyków, która – moim zdaniem w sopockim hufcu jest zdecydowanie częściej spotykaną odmianą (tym bardziej warto pisać również o wersji słonej)
Myślę, że to dobry plan na najbliższy biwak <3
Tak, tak…
słodka wersja jest mega.
Luna powiem ci że na obiadek do ciebie to z harcerską przyjemnością